o mojej miłości do wyrobów Milki już wiecie.
i nowością żadną nie jest, że kiedy fioletowa krowa puszcza w świat coś nowego, to muszę to mieć. koniecznie, zaraz, teraz już, natychmiast!
tak też się stało, że obok nowej collage nie mogłam przejść obojętnie.
pierwsze moje zdziwienie - to nie czekolada, tylko wyrób cukierniczy, przynajmniej tak napisano na opakowaniu. bo w sumie z czekoladą mało ma wspólnego, oprócz tego, że jest w tabliczce. ale sam kształt i nieregularne linie przeczą definicji czekolady.
po rozpakowaniu ukazuje nam się tabliczka w magicznymi "korytkami", wypełnionymi malinami i innymi cudownościami, typu krem, kawałki orzechów, kawałki czekolady, a to wszystko skąpane alpejską mleczną czekoladą.
pachnie pięknie - czuć owoce, mimo że liofilizowane, ale aromat jest. collage jest przesłodka i przesympatyczna. cieszy podniebienie. delikatnie rozpływa się w ustach, delikatnie chrupie, a całą słodycz przełamuje kwaskowatość malin. pyyycha!
ja oczywiście wciągnęłam prawie całą tabliczkę na raz, więc siłą rzeczy zemdlić mnie musiało. ale nie mogłam się od niej oderwać ;)
upolowano w: Netto
cena: 3,69
inne dostępne smaki: wersja z karmelem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz