batoniki ww pamiętam z dzieciństwa. nie jadłam ich zbyt często, bo u mnie w domu zawsze panowało przekonanie, że lepiej kupić tabliczkę czekolady - wtedy wszyscy się najedzą. wniosek był z tego taki, że batoniki były szczytem egoizmu :D
kiedy już zaczęłam sama decydować o sobie i miałam hajs, kupowałam ww od czasu do czasu.
ale czekolady ww nie miałam okazji jeszcze posmakować. a że była w promocji, to stałam się jej prawowitą właścicielką :)
wiecie, nieważne, święta czy nie święta, czekolada dobra na każdą okoliczność, tym bardziej dla baby. lek na całe zło tego świata. pomaga w czasie okresu, wspiera, gdy pokłócisz się z chłopakiem, łączy w szczęściu i w tyciu pomaga. czekolada nie pyta - czekolada rozumie.
mleczna wedlowska czekolada podchodziła mi zawsze. aksamitnie rozpuszcza się w ustach, jest delikatna i zostawia po sobie dobre wrażenie. jest nienachalnie słodka, ale przy tym spełnia swoją funkcję - daje poczucie radości :)
natomiast wersja z ww jak dla mnie trochę przesłodzona.
po otwarciu napotykamy dłuuugą podzielną tabliczkę, która niestety średnio da się połamać w miejscu do tego przeznaczonym. aczkolwiek jestem w stanie to ogarnąć, bo skoro zamiast jednego równego kawałka, ułamałam więcej, to i tak liczy się jako jeden :)
generalnie kawałki są dość "ciężkie" do przejedzenia. czekolada, mimo że smakowo rewelacyjna, to jest jej jakby nazbyt dużo, bo zamiast się rozpuszczać, trzeba ją pogryźć. w smaku przypominała mi sławetnego kit kata, po którym zawsze bolą mnie zęby, po którego sięgam rzadko, bo zwyczajnie mnie denerwuje.
po dwóch paskach czekolady ciężko ogarnąć jej większą ilość ze względu na jej słodycz.
podstawowy batonik ww ma sobie 47 gram, a ta czekolada 235. w tym wypadku powiedzenie "co za dużo, to niezdrowo" się sprawdza.
mój wniosek jest tylko jeden - nie można wmontowywać batona ww w czekoladę. co ma być batonem, niech batonem zostanie.
baton -tak, czekolada - nie.
upolowano w: Carrefour
cena (promocyjna): 6,99
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz