kiedyś nie mogłam się opanować w tej kwestii w ogóle.
wieczorem film, do filmu paczka chipsów i tak dzień u dnia. tylko smaki i tekstura dzień u dnia inne.
wiem że niezdrowe, wiem, że tuczące, wiem, że puste kalorie. wiem, że główną przyczyną tego, jak wyglądam, są między innymi one. bo żrę je, bo kupuję i bezczelnie przynoszę do domu.
no ale chrupią, są dobrze przyprawione, są najlepszą zagryzką do piwa, do obiadu, do śniadania, do chipsów. do wszystkiego.
teraz ograniczamy.
no przynajmniej się staramy. jemy mniej niż kiedyś, ale nie w ogóle.
więc dzisiaj przedstawiam Wam oto te cudeńka:
chipsletten to tańszy odpowiednik słynnych pringles'ów jak dla mnie. opakowanie - tuba, idealnie równe i idealnie równie przyprawione chipsy, starannie umoszczone w swoim korytku.
ale coś jest z nimi nie tak.
i to nie tylko w przypadku tego wariantu smakowego (słodkie tajskie chilli), ale w innych chipsletten'ach także.
jeśli chodzi o mieszankę przyprawową, jest dobrana dobrze. czuć słodycz, czuć paprykę, czuć delikatną ostrość.
ale wiecie co mi w nich nie gra?
chrupkość i smak przypraw chipsa rozdzielają się, nie współgrają ze sobą do końca. walory smakowe szybką giną w ustach - czujesz przyprawę, ale za chwilę znika i zostajesz z "pyrą" w buzi. z samym chipsem w sensie. i to nawet nie solonym, bo smak przyprawy zdążył się już ulotnić.
aczkolwiek jadłam chipsy gorsze od tych, więc mimo wszystko zasługują na spróbowanie ;)
upolowano w: Netto
cena: 2,99
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz